“Ślepnąc od świateł”- Jakub Żulczyk
Przesycona przekleństwami i brutalnością opowieść o ciemniej stronie Warszawy i kwitnącym w niej narkotykowym biznesie. Mroczna, mocna, można rzec dekadencka. Książka z dynamiczną, wartką akcją obejmuje raptem 6 grudniowych dni.
Po utartych ulicznych trasach, łączących najbardziej imprezowe lokale stolicy i prywatnych adresach swoich klientów oprowadza nas warszawski dealer, Jacek. Postać zdająca się nie przystawać do bezwzględnego światka handlarzy śmiercią i ciągle dystansująca się od bezwzględnych zasad rządzących narkobiznesem. Czy ta mentalna nielojalność ma rację bytu? Jak będą kształtować się rozgrywki pomiędzy Stryjem, Piotrkiem, Maluchem i ekscentrycznym Dario? I jaką rolę przyjdzie odegrać w nich Jacusiowi? Czy w takim świecie wartości takie jak przyjaźń, miłość, lojalność ma rację bytu? Polecam lekturę!
Mrok
“Ślepnąc od świateł” to opowieść o mroku – nie tyle tym panującym w nocy, co w ludzkich sercach i tym czającym się w umysłach. O żądzy pieniądza i mrocznych instynktach. Obraz rozedrganych emocjonalnie ludzi niemogących poradzić sobie z życiem, emocjami, samotnych i sfrustrowanych, próbujących nadążyć w wyścigu szczurów, a przede wszystkim uzależniających się coraz bardziej od narkotyków. To obraz ludzi niebezpiecznie balansujących na krawędzi, jeszcze utrzymujących się na powierzchni.
Obraz przedstawiony przez Żulczyka nie napawa optymizmem. Dzięki Bogu nie jest to reportaż! Dlatego mam nadzieję, że obraz ten jest przerysowany, opowiedziany na wyrost.
“Kokainę walą wszyscy, których na to stać i spora część tych, których na to nie stać. (…) Wszyscy traktują ją jak rytuał. Jak gest. Jak oczywisty emblemat. (…) Jest jak mówienie i zarabianie pieniędzy. Jest naturalną konsekwencją jednego i drugiego. Jest najlepszą pomocą i w jednym, i w drugim.”
Miejska odyseja
Warszawa urasta tutaj do rangi bohatera.
“Miasto oddycha, ciężko, sapie, próbuje odkrztusić nagromadzoną w gardle flegmę, a jego oddech idzie prosto z flaków, z kanałów, nieświeży i ciężki; jego serce łomocze jak wielki bęben. Czuje jak po mieście rozsypują się rozszerzone źrenice, uśmiechy, okrzyki jak brzęczące pięciogroszówki.”
Miasto zniewala, wchłania, trawi, żuje, wypluwa. Żąda ofiar. „Chce jeść”.
Te animizacje i personifikacje, a także rozbudowane partie opisowe egzystują równolegle do stron zadrukowanych przekleństwami, przemocą i brutalnością. Filozoficzne dywagacje o życiu w książce o mafii? Dokładnie tak. Jak dla mnie właśnie te partie opisowe stanowią o wartości tej książkę i radują moje detalistyczne serce. Lubię takie takie zabawy słowem i formą. Oryginalne i trafne spostrzeżenia. Żulczyk ma do tego talent. A przy tym całą książkę bardzo szybko się czyta. Bezwiednie wciąga się kolejne rozdziały, w których atmosfera gęstnieje z każdą kolejną stroną.
……………………………..
Doczepiłabym się partii opisujących sny Jacka, majki na pograniczu snu i jawy. Za dużo w nich szczegółów, konkretów, twarze za wyraźne, dialogi zbyt składne. Nieprawdopodobne.
Nie jest to książka dla wrażliwców. Przekleństw i szowinistycznych testów jest bardzo dużo.
Jak na razie poprzestaję na książce i nie sięgam po serial HBO. Obrazy, które zobaczyłam oczami wyobraźni i które zagnieździły się pod moimi powiekami na razie mi wystarczą. Są ostre i wyraźne. Niektórych scen wolę nie widzieć w realu.
Metryczka
Tytuł: „Ślepnąc od świateł”
Autor: Jakub Żulczyk
Ilość stron: 519
Wydawnictwo: Świat Książki
Brak komentarzy