Recenzja filmu “Restart”
„Restart” w reżyserii Juliusa Sevcika, wyprodukowano w Czechach w 2005 roku. Nad jego produkcją pracowała grupa młodych specjalistów, pochodzących z kilku krajów – Czech, Finlandii, Węgier i ze Słowacji – czego efektem jest niezwykle oryginalny obraz. Na polskich ekranach można go było zobaczyć w 2006 roku.
Film ukazuje życie współczesnych młodych ludzi, dla których wartością samą w sobie jest zabawa i kariera, pragnących życia innego, niż wszyscy wokół nich, cokolwiek miało by to znaczyć. Nie chcą ich zasad, ich wartości. Zasadą jest brak zasad lub dystans wobec nich. Związek uczuciowy to luźna, niepisana umowa społeczna między dwojgiem ludzi. Boją się przyznać do swoich uczuć, boją się skrępowania niepotrzebnymi według nich przyrzeczeniami. Są wyznawcami niezależności i wolności.
Żarty z życia. Życie jest żartem
Główną bohaterką filmu jest Sylva (Lenka Krbotová) – pracowniczka praskiej agencji reklamy. Wydaje się być zadowolona ze swojej pracy, wymagającej od niej kreatywności i zaangażowania. Nie zawsze poświęca jej odpowiednią ilość czasu i uwagi – inteligencja pozwala jej jednak szybko nadrobić zaległości. Tym, co kocha Sylva jest przede wszystkim clubbing. Żyje nocnym życiem stolicy – beztrosko zmienia kluby, nadużywa alkoholu. Z dystansem podchodzi również do swojego związku z Martinem, z którym bawi się w miłosne pochody.
Jej związek uczuciowy to gra – związek prawie bez obietnic, gdzie jedyną obietnicą jest brak obietnic. Przez słowa Sylvy: „obiecaj mi, że nigdy się ze mną nie ożenisz, że nie będziemy mieć dwójki dzieci” przemawia lęk przed stabilizacją, zwyczajnością i „powszedniością”. Korzysta z życia nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Za jeden lekkomyślny prima aprillisowy żart przyjdzie jej zapłacić wysoką cenę. Na jednej z imprez zainspirowana poczynaniami przyjaciółki Marie (Anna Polívková) dzwoni do Martina (Filip Čapka), powiadamiając go o rzekomym romansie z jego bratem, Robertem. Wraca do domu nad ranem, gdzie zamiast ukochanego znajduje mieszkanie przyozdobione napisami „Sbohem” (czyli Żegnaj). Nie wie czy to żart, czy Martin naprawdę ją zostawił. Sylva wyrusza w jego poszukiwaniu na miasto. Przemierzamy z nią za dnia i nocą, kolejne praskie ulice, ciemne zaułki Złotego Miasta. Staje się ono nieprzyjazne, wręcz wrogie – utrudnia Sylvie odszukanie Martina.
Rozgorączkowany umysł Sylvy podsuwa jej dramatyczne, możliwe wersje przyszłych wydarzeń. Dwutorowo rozgrywająca się akcja sprawia, że zatarta zostaje granica pomiędzy tym co realne, a tym co urojone. Zaburzony zostaje tok przyczynowo – skutkowy. Przeszłość miesza się z przyszłością, możliwość staje się faktem. Niczego nie jesteśmy pewni. Bohaterka staje się nam niezwykle bliska, poznajemy ją dzięki takiej konstrukcji filmu znacznie lepiej. Doświadczamy jej obaw, lęku, desperacji.
Montaż emocjonalny
Doskonały montaż sprawia, że odczuwamy razem z Sylvą – biegniemy ulicami, przemierzamy podziemny parking, razi nas słońce. To montaż na wskroś emocjonalny. Stanowi niewątpliwie wielki atut filmu. Nagłe zwolnienia i przyspieszenia, kalejdoskop niemal przenikających się wzajemnie obrazów – oddają doskonale pulsującą życiem scenerię Pragi i intensywność życia współczesnych młodych ludzi. Życie w pędzie, gdzie brak czasu na refleksję. Myśli się często, gdy trzeba już naprawiać błędy wynikłe z bezmyślności. Praga staje się tu miastem metaforycznym – miastem wszędzie i nigdzie. Jest jednocześnie miejscem nieprzyjaznym- nie przypomina słonecznego, Złotego Miasta, lecz raczej ciemne przedmieścia.
Doskonale oddano w filmie sposób postrzegania świata w upojeniu alkoholowym, poprzez rejestrację jedynie wybiórczych detali (monety rozsypujące się na barze, następnie strzęp rozmowy z przyjaciółką, zbliżenie na dziurkę od klucza, oddające skupienie się bohaterki na tej właśnie czynności) – luki w pamięci odpowiadają brakom w ciągłości akcji. Reżyser, Julius Sevcik, pokazuje tym, iż nie boi się eksperymentów, nietypowe obrazowanie przypomina miejscami amatorsko kręcony teledysk, a nie film, lecz paradoksalnie obraz staje się bardziej wiarygodny. Drgający obraz kamery, rejestrowany „z ręki”, oddaje emocje głównej bohaterki – rozgorączkowanie, pośpiech, lęk. Rozedrganie kamery to rozedrganie fizyczno- psychiczne Sylvy.
Muzyka “nastrojowa”
Uzupełnienie obrazu stanowi muzyka Filipa Miska, oddająca nastroje głównej bohaterki. Chwilami budząca niepokój, budująca napięcie; miejscami wprowadzająca widza w błąd. W jednej z początkowych scen, wiedziona dotychczasowym doświadczeniem, oczekiwałam jakiegoś dramatycznego wydarzenia, o czym zdawała się mnie informować muzyka. Wprowadzała niepokój, tymczasem sytuacja rzekomego zagrożenia, w jakim znajdowała się bohaterka okazała się częścią miłosnej gry prowadzonej między nią a Martinem. Thriller przerodził się w groteskę, agresor stał się ofiarą. Również odgłosy miasta, ruchu ulicznego lub wyostrzenia mikrodźwięków, niesłyszalnych w normalnych warunkach dla ludzkiego ucha, spełniają w filmie ważne zadanie. Osaczają i przytłaczają, potęgują niepokój.
Mężczyźni opowiadający o kobiecych uczuciach
Lenka Krbotovą bardzo dobrze poradziła sobie z wykreowaniem głównej postaci. Sam reżyser tak uzasadniał wybór właśnie tej aktorki na odtwórczynię postaci Sylvy:
Szukałem kobiety, która na zewnątrz jest silna i zdecydowana, ale wewnątrz ukrywa coś, co jest kruche i delikatne – coś, do czego przez maskę siły musimy się przedzierać. To wszystko ma Lenka. Jest ona przy tym mało znaną w Czechach aktorką, co ułatwia widzowi odbiór filmu. W Polsce zauważyć można podobny problem z aktorskim „asortymentem”. Na ekranach pojawiają się wciąż ci sami aktorzy, a filmy sprawiają przez to wrażenie podobnych do siebie.
Ciekawym jest również fakt, iż film bardzo dobrze pokazuje subiektywne postrzeganie świata oczyma kobiety, choć scenariusz i reżyseria jest dziełem mężczyzny – Juliusa Sevcika, który bardzo dobrze wniknął w kobiecy umysł. Jest to zasługa bądź konsultacji z kobietami lub bardzo dobrej ich znajomości. [za: www.film.gildia.pl/filmy/restart/rozmowa-z-rezyserem]
Analogie w kinematografii
Restart choć to czeski film nie jest komedią. W Polsce nadal panuje przeświadczenie, iż pod terminem „czeski film” musi kryć się komedia, a do tego musi być nie do końca zrozumiała. „Narracja” filmu po pierwszym jego obejrzeniu wydała mi się skomplikowana, lecz po kolejnym obejrzeniu widoczniejsze stały się dla mnie rojenia umysłu Sylvy i łatwiej było mi je wychwycić w filmie. W kinematografii polskiej nie znajduję odpowiednika, brak wciąż odwagi lub środków finansowych na eksperymenty tego typu. Króluje klasyczna narracja i konserwatyzm w obrazowaniu. W swojej konstrukcji Restart przypomina Memento Christophera Nolana (USA, 2000) i Efekt motyla (The Butterfly Effect – USA, 2004) w reżyserii J. Macky’a Grubera i Erica Bressa, a także Biegnij Lola, biegnij Toma Tykwera (Niemcy, 1998), gdzie również mamy do czynienia z zaburzeniem typowej narracji – wariantywnością wydarzeń mających dopiero mieć miejsce. W każdym z tych przypadków dzieje się to z odmiennych przyczyn. Dla widza odbiór tego typu narracji początkowo dość trudny, z czasem nie będzie sprawiał już takiego zaskoczenia, jak przy pierwszym kontakcie z tego typu chwytem narracyjnym.
Dlaczego warto obejrzeć “Restart”?
Film godny polecenia z uwagi na ciekawy montaż i zdjęcia skandynawskiego fotografa (Kasmira Lehto), skłania widza, zwłaszcza młodego, do namysłu nad swoim życiem, ale nie jest on przy tym nadmiernie moralizatorski. Innowacyjne obrazowanie, dynamiczne przejścia bądź zwolnienia pomiędzy poszczególnymi obrazami efektownie służą wyostrzaniu ważnych w filmie momentów. Film spotkał się z krytyką ze względu na owe efekty specjalne – zarzucano mu, iż w świetle stroboskopów, bohaterowie stali się sztuczni – mało autentyczni, a ich kreacje przytłoczone zostały właśnie przez nowatorski sposób obrazowania.
Film, mimo iż nominowany na kilku festiwalach filmowych, nie doczekał się żadnej nagrody.
ZWIASTUN:
Brak komentarzy